cz.03. HETMANI I KSIĄŻĘTA ZAŁOZIECCY Dodane przez Adolf dnia Maja 10 2013 12:42:35
Adolf Głowacki: "NIEZWYKŁE CZASY, LUDZIE I ZDARZENIA..." Szczecin 2013
3. HETMANI I KSIĄŻĘTA ZAŁOZIECCY
Wkrótce niestety dobrze zapowiadającą się przyszłość, zmąciło zagrożenie tatarskie. Odetchnęli, gdy hetman Marcin Kamieniecki rozgromił kilka zapędzonych w te strony czambułów. Jednocześnie by stawić skuteczniejszy opór większym siłom, przystąpił do budowy zamku obronnego w Załoźcach. Nasi pra, pra, też prawdopodobnie pracowali przy wznoszeniu tej budowli. Ten zamek umocniony przez jego syna Jana, wielokrotnie później stawiał skuteczny opór najeźdźcom.
W czasie najazdów, ludność okolicznych wsi, kryła się w lasach. Ich częstotliwość w pewnych okresach była znaczna. W latach 1612-1621, Tatarzy 31 razy wdzierali się w granice Rzeczypospolitej. Źródła historyczne, pamiętniki i listy z tego okresu, opisują grozę owych tragicznych wydarzeń. Książę Jerzy Zbarazki pisze:
„Zasięg grabieży Tatarów w samym tylko 1620 roku, objął całe Podole,
Ruś Czerwoną i część Wołynia”
O ogromie zniszczeń, młody Jan Sobieski w liście do siostry Katarzyny Radziwił pisze:
„Mój Zborów, Jezierna, Pomorzany i inne miasta tak siadły, że znaku
gdzie co było nie znajduję, a chłopa i na lekarstwo”
Aby w porę ostrzec ludność, każde osiedle budowało na wzgórzu wysoką wieżę, na której dzień i noc czuwały straże. Jak tylko zaobserwowały dymy, łunę lub coś niepokojącego, natychmiast wszczynały alarm i wszyscy uciekali w ostępy leśne. Po powrocie zastawali na ogół zgliszcza. Ci, którzy nie zdołali zbiec, szli w jasyr.
Hetman Jan Kamieniecki w 1547 roku, założył w Załoźcach pierwszą parafię rzymskokatolicką. Odtąd nasi przodkowie w każdą niedzielę i święto, wędrowali tam na nabożeństwa, spotykali się z mieszkańcami sąsiednich wsi, nawiązywali znajomości i zadzierzgali przyjaźnie międzyosiedlowe. Trwałym śladem po Kamienieckich, została Kamieniecka Dębina, nazwa lasów ciągnących się na południe od Milna.
W 1578 roku, Załoźce przejmuje książę Konstanty Wiśniowiecki. Rozbudował on i upiększył zamek, który stał się jego ulubioną siedzibą. Pięćdziesięcioletni wówczas książę, senator i mąż stanu, otaczał się przepychem. Do Załoziec zjeżdżali wówczas najdostojniejsi goście z Korony i Litwy.
W 1608 roku w zamku przebywał car Dymitr Samozwaniec i tam w kościele, wziął ślub z Maryną Mnirzchówną.
W tym zamku młodość spędził osierocony w wieku 7 lat, książę Jeremi Wiśniowiecki, słynny z Ogniem i Mieczem Sienkiewicza, Jarema. W 1618 roku zmarł mu ojciec książę Michał, a rok później matka Raina Mohylanka, córka hospodara Mołdawii. Ich ciała spoczęły w cerkwi zamkowej w Wiśniowcu. Sierotę przygarnął stryj Konstanty. Jarema hasał po łąkach i derbach załozieckich, ścigał się po Serecie w zgrabnych czajkach i polował z synami Konstantego w okolicznych lasach. Żywo interesował się rozwojem Załoziec i okolicznych wsi. Bywał też w Milnie i wybudował tam mały zamek. Głównymi siedzibami Wiśniowieckich były Załoźce, Wiśniowiec i Zbaraż. Trasa z Załoziec do tych miejscowości prowadziła przez Milno. Był to rejon niebezpieczny. Siedziby magnatów ściągały czambuły tatarskie, zbrojne kupy chłopskie, zbiegłych Kozaków i innych rabusiów. Kryli się oni w okolicznych lasach, jarach i wertepach. Jarema dla bezpieczeństwa podróżnych, wybudował sieć zamków i ufortyfikowanych stanic. Pierwszy był w Milnie.
Droga przechodząca przez Milno i Gontowę, to wówczas ruchliwy szlak handlowy i dyplomatyczny. Kursowały po nim zarówno karawany kupieckie, jak i pojazdy ważnych osobistości w licznej i bogatej asyście. Wiele z nich zatrzymywało się w gontowieckiej i mileńskiej karczmie, by się posilić ugasić pragnienie, odpocząć i dać wytchnąć zdrożonym koniom. Każda karczma miała miejsca noclegowe, zadaszenie na pojazdy i stajnię dla koni. Mileńska stała na kamienieckim Huku. Ludność u zatrzymujących się handlarzy kupowała sukno, tkaniny, ozdoby i różny sprzęt gospodarski.
A. Czołowski w książce „Przeszłość i Zabytki Województwa Tarnopolskiego” pisze:
Tutaj w roku 1641 wojewoda (Konstanty) na wieść o śmierci ostatniego syna
Jerzego, rażony apopleksją, sam zakończył życie i stąd 27 czerwca wspólny
odbył się pogrzeb ojca i syna do kościoła parafialnego, gdzie Jakub Sobieski
zwłoki piękną pożegnał mową. Spadkobiercą dóbr załozieckich i zamku został
wnuk Konstantego, syn Jerzego, książę Dymitr. Za jego dziedzictwa zamek
ciężkie przechodził chwile.
W 1647 roku dymy i pożogi, znowu spowiły kresową ziemię. Pod wodzą Bohdana Chmielnickiego, polskiego szlachcica, wybucha największe powstanie kozackie. Wspomagają go Tatarzy Krymscy.
Hetmani polscy początkowo zlekceważyli rebelię i nie połączyli sił w jedną całość. W 1648 r. Chmielnicki z chanem zwyciężają pod Korsuniem i Żółtymi Wodami. Z pod Piławiec regimentarze wycofują się bez walki. Na dodatek umiera król Władysław IV. Po elekcji Jana Kazimierza, Chmielnicki wycofuje się w głąb spustoszonych Kresów, ale w 1649 wraca z całą potęgą i chanem i bezskutecznie oblega w Zbarażu 15 tysięcy rycerstwa polskiego. Obroną dowodzi książę Jeremi Wiśniowiecki. Na odsiecz przychodzi król z wojskiem. Bitwa pod Zborowem zakończyła się Ugodą Zborowską.
Milno i Załoźce leżą na trasie Zbaraż-Zborów. Przewaliły się, więc tędy krocie Tatarów, Kozaków i Czerni, by zatrzymać wojska królewskie. Złupiony został przez nich zamek załoziecki, spustoszone miasto, zniszczony zamek mileński i wieś zrównana z ziemią. Podobny los spotkał okoliczne miejscowości. Poborcy podatkowi w sprawozdaniu z 22 lipca 1649 roku podają:
Ze względu na duże spustoszenie wsi, karczm i cerkwi oraz wymarcia i
pobrania w niewolę ludzi, mało pieniędzy zebrali, a z Milna nic a nic bo
wieś spustoszona w niwecz i jednego chłopa nie zostało.
Brak wiadomości ilu naszych przodków zginęło i poszło w jasyr. Większość na pewno zdołała zbiec i ukryć się w lasach, bo wieś się odrodziła. Po odejściu grabieżców wrócili i odbudowali swoje domostwa. Nie ulega wątpliwośći, że poborcy zastali wieś spaloną i pustą. Ludzie mogli jeszcze przebywać w kryjówkach leśnych, lub celowo się przed nimi ukryli, aby stworzyć pozory całkowitej zagłady sioła. Wiśniowieccy mogli oczywiście osadzić nowych osadników polskich, ale Rusinów nie sprowadzali, a do końca stanowili oni połowę ludności Milna. Potwierdza to, że sporo się uratowało. Straty na pewno były i uzupełniono je nowymi nasiedleniami.
Gontowiecka ludność też się wówczas uratowała, bo w porę została ostrzeżona przez strażników z wieży i zbiegła w lasy. Wieża stała na Gontowieckiej Górze. Ten system ostrzegania był wówczas powszechny.
Chmielnicki szedł jak lawina, niszcząc po drodze wszystko, co napotkał. Kraj przed nim powstawał, za nim pustoszał. Kwitnąca ziemia zamieniła się w pustynię.
Jeszcze większe spustoszenie czynili wspierający go Tatarzy. Grabili, co napotkali. Starszych ludzi mordowali, a młodszych brali do niewoli. Rusini służyli w armii Chmielnickiego, natomiast ich bezbronne żony i dzieci, Tatarzy gnali w jasyr. Tym, co zrabowali i ludźmi, Chmielnicki płacił im za wsparcie w wojnie z Polakami. Takiego barbarzyństwa, żaden wódz się nie dopuścił.
Te straszne czasy, dobrze charakteryzuje rozmowa borowego ze Skrzetuskim w Ogniem i Mieczem H. Sienkiewicza:
Wariaty chodzą po lesie i krzyczą, ci co im się od tych okropności w głowach
pomieszało. A może to wilcy wyją? Gdzież tam Panie. Wilków teraz w lesie nie
ma; wszystkie poszły do wsi gdzie mają trupów dostatek. Straszne czasy -
odrzekł na to rycerz - w których wilcy we wsiach mieszkają, a w lasach
obłąkani ludzie wyją. Boże! Boże!
Historycy ukraińscy sławiąc Chmielnickiego, zupełnie ten problem pomijają. Boją się, że przyćmiłoby to blask dziesiątków spiżowych pomników wodza. Pomijają też, że kwitnące Kresy zamienił w pustynię.
Po zawarciu Ugody Zborowskiej, Chmielnicki z Chanem wycofują się, ale w 1651 roku wracają. Do walnej bitwy dochodzi pod Beresteczkiem. Tym razem natknęli się na połączone siły polskie, pod wodzą króla Jana Kazimierza.
Henryk Sienkiewicz w epilogu Ogniem i Mieczem pisze:
Na polach Beresteczka spotkały się wreszcie owe krociowe zastępy i tam stoczono jedną z największych bitew w dziejach świata, której odgłosem brzmiała cała ówczesna Europa. Trwała ona trzy dni. Przez dwa pierwsze ważyły się losy – w trzecim doszło do walnego boju, który przeważył zwycięstwo. Rozpoczął ów bój książę Jeremi.
I nastał dzień gniewu, klęski i sądu. Kto nie był zduszon, lub się nie utopił, szedł pod miecz. Spłynęły krwią rzeki tak, że nie rozpoznałeś czy krew czy woda w nich płynie.
Litość zgasła i rzeź trwała do nocy. Rzeź taka, jakiej najstarsi nie pamiętali wojownicy i na której wspomnienie włosy stawały im później na głowach. Gdy wreszcie ciemności okryły ziemię, sami zwycięzcy byli przerażeni swoim dziełem. Nie śpiewano Te Deum i nie łzy radości, lecz łzy żalu i smutku, płynęły z dostojnych oczu królewskich.
Po tym pogromie, Chmielnicki już się nie dźwignął. W 1653 roku Perejesławska Rada, poddała bezwarunkowo kozaczyznę Moskwie, która wkrótce wybiła im z głowy wszelkie swobody kozackie. Próby wyłamywania się z rygorów, tłumiła w zarodku. W 1709 roku pułki cara Piotra I zdobywszy Sicz, rozstrzelały na miejscu większość wziętych do niewoli, a reszta poszła na Sybir. W 1775 roku caryca Katarzyna II, kazała zrównać z ziemią odradzającą się Nową Sicz, mieszkańców zaś przesiedlić w odległe strony. Kozacy z łezką w oku wspominali czasy „ucisku królewskiego”, kiedy to Sicz stanowiła równoprawny składnik Rzeczypospolitej, z pełnym poszanowaniem mowy i wiary
W 1675 roku, kolejnego najazdu dokonują Tatarzy z Turkami. Milno ponownie zostaje zniszczone, ale załozieckiego zamku nie zdobyli. W książce A. Czołowskiego jest taki zapis tego wydarzenia:
W roku 1675 z początkiem sierpnia, zamek ocalał dzięki szczególnemu wypadkowi. Oto Ibrahim Szyszman pasza wysłał na jego zdobycie z pod Zbaraża, kilku baszów razem z hordą tatarską. Zamek obsadzony przez księcia Dymitra Wiśniowieckiego załogą pod dowództwem Hersza i podstarościego Hryniewicza, mężny stawił opór. Po dwóch odpartych szturmach, Turcy zwyczajem wschodnim postanowili zasięgnąć wróżby co do wyniku rozpoczętej akcji i w tym celu wypuścili ku zamkowi czarną kurę. Kura z gdakaniem wróciła w obóz muzułmański, co nieprzyjaciel wziąwszy za zły omen, spalił tylko miasteczko, a sam odstąpił od oblężenia.
Tym razem najeźdźców rozgromił Jan III Sobieski, król polski.
Po Dymitrze Załoźce przeszły na jego córki. Wiktorię w 1692 roku poślubił hetman Józef Potocki, wojewoda kijowski. Prowadził on szeroką działalność gospodarczą i protegował handel z krajami Lewantu. Zmodernizował też zamek.
Kamienieccy, Wiśniowieccy i Potoccy, aby dysponować odpowiednią liczbą szabel, osadzali tu dużo weteranów drobnej szlachty. Potocki trzymał też kilka chorągwi węgierskich. Wielu z tych Madziarów zauroczonych miejscowymi krasawicami, zostało tu na stałe. Takie nadania były też w Milnie. Z nich wywodzą się nasi Zalescy, Maliszewscy, Zawadzcy i inni. Do naszych czasów cztery sąsiadujące rodziny Letkich, nazywano Gierami. To prawdopodobnie jeden z tych Węgrów o nazwisku Gera, był protoplastą tej rodziny. Gdy linia męska Gery wygasła, któraś Gerówna wyszła za Letkiego. Ten ród z czasem rozrósł się i pierwotne duże siedlisko podzielone zostało na pół, a później na ćwiartki, ale nazwisko Gera przetrwało w formie przezwiska.
Józef Potocki podobnie jak książę Konstany Wiśniowiecki, chętnie przebywał w Załoźcach.
A.Czołowski w przytoczonej wyżej książce pisze:
Upodobawszy sobie na starość to miejsce, przmieszkiwał tu chętnie, wspaniałym
otoczony dworem i tu 19 maja 1751 roku zakończył życie. Stąd osiem tygodni
później nastąpiła eksportacja jego zwłok do Stanisławowa, wśród niebywałych
uroczystości pogrzebowych.
Przytaczam te wszystkie wydarzenia, bo nasi przodkowie w nich uczestniczyli. Razem z włodarzami Ziemi Załozieckiej, współtworzyli historię tego regionu.
W tamtych czasach ciągłych wojen i potyczek, szlachta gro czasu spędzała na koniach z szablą w ręku, część włościan wojowała z nimi w służbie pomocniczej, a reszta pracowała, aby zapewnić byt sobie i ich rodzinom. Wszyscy przeżywali gorycz porażki i radość zwycięstwa oręża polskiego. Wielbili wręcz księcia Jaremę za obronę pobliskiego Zbaraża i świętowali wielkie zwycięstwo pod Beresteczkiem.
Polska wychodzi zwycięsko z wojen z Turkami i Tatarami. W 1699 roku w wyniku traktatu pokojowego podpisanego w Karłowicach, odzyskuje województwo kijowskie i bracławskie, oraz część Podola z Kamieńcem Podolskim.
Dopiero po bez mała dwóch wiekach, nasi przodkowie mogli zdjąć straże z wieży obserwacyjnej, odetchnąć z ulgą i zacząć budować przyszłość, bez lęku utraty tego dorobku. Do tego czasu, bowiem trudne przeżywali chwile i wielokrotnie ucieczką w lasy, ratowali życie, a po odstąpieniu najeźdźców, od podstaw budowali swoje domostwa. Wielu z nich niestety przedwcześnie oddało życie lub zostało schwytanych i poszło w jasyr. Kobiety i dziewczęta wychowane w rygorach chrześcijańskiej czystości, przeżyły wstrząs sromoty gwałtu, haremu i pohańbienia przez pohańców. Mężczyźni zaś sprzedani na targowiskach, do końca swoich dni pracowali jako niewolnicy.
Adolf Głowacki: NIEZWYKŁE CZASY, LUDZIE I ZDARZENIA...