cz.06 - Dwadzieścia lat pokoju
Dodane przez Kazimierz dnia Lipca 24 2009 16:57:15
Adolf Głowacki:
"Milno - Gontowa. Informacje zebrane od ludzi starszych - urodzonych na Podolu, wybrane z opracowań historycznych i odtworzone z pamięci". Szczecin 2009
Część 6.


DWADZIEŚCIA LAT POKOJU


Tak to wyludnione, wycieńczone, obdarte i głodne, wkraczały wioski w międzywojenne dwudziestolecie. Wkraczały w okres tytanicznej pracy, wyrzeczeń i mozolnej budowy zagród. To nie była odbudowa lecz praca od podstaw.

Początki nie napawały optymizmem. Ten obszar od listopada 1918 prawie do końca 1919 roku, pozostawał pod panowaniem Zachodniej Ukraińskiej Republiki Ludowej (ZURL). Sytuację pogarszał fakt, że Polska która powstała 11 listopada 1918 roku, była z nią w stanie wojny. Toczyły się walki o Lwów i inne miasta, a cały obszar podporządkowany był prawom wojennym. Polaków prześladowano i pod byle pretekstem rozstrzeliwano. Tak zginął brat mojego dziadka Piotr Letki oraz bracia Marcin i Józef Dec od sąsiadów. Ograbiani byli z dobytku i mundurów, a często również mordowani przez Ukraińców, Polacy powracający z wojny. W tej wojnie poległo 400 tysięcy żołnierzy polskich. Wielu nie wróciło też do Milna i Gontowy. Mój dziadek Antoni Letki, szczęśliwie przetrwał wszystkie boje, ale po zakończeniu działań wojennych, zmarł na czerwonkę. Nawet nie wiadomo gdzie jest pochowany.

Babcia Michalina w wieku 22 lat została wdową. Córkę - moją mamę - urodziła miesiąc po zabraniu dziadka na wojnę. Przez długie lata samotnie wychowywała dziecko i zmagała się z oporną ziemią. Ze względu na tą sytuację, mama wyszła za mąż w wieku 16 lat.

Podaję to jako przykład, bo takich kobiet było wiele. Wojna zawsze zabiera ojców, a matki skazuje na ciężkie samotne życie i trud wychowania dzieci.

Gdy pod koniec 1919 roku upada Zachodnia Ukraina (ZURL), nadal trwają walki z Rosją Sowiecką. Piłsudski z Petlurą zdobywają Kijów, ale ukraińskiej armii to - jak zakładali - nie wzmocniło. Po kontrofensywie, Rosjanie dochodzą do Wisły. Losy Polski i Europy ważą się u bram Warszawy. Dopiero Cud nad Wisłą wyjaśnia sytuację. Na Podolu ostatecznie umacnia się państwowość polska i życie stopniowo zaczyna się stabilizować. Dopiero po ostatecznym zakończeniu wojny i ustaleniu wschodnich granic Polski, powstają warunki do normalnej pracy.

Niewiarygodna jest żywotność, zasób sił i upór ludności wiejskiej w walce o przetrwanie, byt i lepsze jutro. Na początku ludzie budowali małe lepianki z gliny kryte słomą, aby sobie i zwierzętom zapewnić jaki taki dach nad głową. Nie mieli środków na nic lepszego. Glina w glinikach za wioską i kamień na Gontowieckiej Górze, były ogólnie dostępne i za darmo. Z wielkim trudem zdobywano drewno na stropy, dachy, drzwi i okna, ponieważ władze zakazały wycinania drzew, ze względu na duże przetrzebienie lasów. Pokrycia dachów robiono wyłącznie ze słomy, bo to też był najtańszy materiał. Mozolnie ciułano grosz do grosza na zakup zwierząt, narzędzi i sprzętu gospodarczego. Dosłownie odejmowano sobie od ust. Z kretowiska wojennego, stosunkowo szybko, zaczęły wyłaniać się wioski. Biedne i prymitywne, ale tętniące życiem. Po stworzeniu podstaw rozwoju gospodarczego, z marszu przystąpiono do drugiego etapu odbudowy. Zaczęły znikać małe lepianki i budy, a na ich miejscu pojawiły się budynki mieszkalne i gospodarcze, pozwalające na normalne życie i gospodarowanie. Środki na to zdobywano z gospodarstw, pracy zarobkowej i pracy na czasowej emigracji. Sporo ludzi wyjeżdżało za granicę aby zdobyć środki nie tylko na odbudowę, ale i na powiększenie gospodarstwa. Towarzyszył temu, niespotykany już dziś reżim oszczędnościowy.

W miarę upływu czasu, z dachów zaczęła znikać słoma, którą skutecznie wypierała dachówka i blacha, a na podwórzach przybywało studni głębinowych.

W początkowym okresie nie występuje problem rozdrabniania gospodarstw, bo wioski były poważnie wyludnione. W miarę jednak jak ludzi przybywa, coraz częściej odbywają się skromne ale huczne weseliska i gospodarstwa znowu ulegają podziałom. W Bukowinie szybko wypełnia się Paświsko, Kawałeczek i wydłuża Tamten Koniec. W Kamionce rośnie Parcelacja i Kątek. Gontowa wspina się na zbocza góry i schodzi w dolinę przy drodze do Ditkowiec i Berezowicy Małej.

W tych trudnych warunkach, polska część Milna zdobywa się na heroiczny wysiłek remontu kościoła i odbudowy wieży. Gontowa przystępuje do budowy nowego kościółka. W 1924 roku, administratorem parafii w Załoźcach został Ksiądz Adam Wróbel z Przemyśla. Ten młody energiczny ksiądz, razem z młodym architektem Wawrzyńcem Dajczakiem z Reniowa, przystępują do odbudowy zniszczonych świątyń. Tą akcją objęta została też odbudowa wieży kościoła w Milnie i budowa nowej świątyni pw. Św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Gontowie. Ksiądz Wróbel sporo swoich pieniędzy przeznaczył na nasz kościół i gontowiecką kaplicę.

Władek Bieniaszewski twierdzi, że ich kościółek wybudowano w latach 1925 - 1928. W tym czasie odbudowana została również nasza świątynia.

Parafia mileńska wydzielona została z Załozieckiej w 1920 roku i liczyła razem z Gontową 1670 wiernych. Obsadzono ją jednak dopiero za księdza Wróbla, około 1927 roku. Pierwszym proboszczem mileńskim był ks. Bieńko. Mieszkał w tymczasowej plebanii krytej strzechą. Budowę murowanej która jest na załączonym zdjęciu, zakończono dopiero około 1932 roku, za kolejnego proboszcza ks. W.Garczyńskiego.

Przed nim przez rok był ksiądz, którego wioska nie zaakceptowała i został wypędzony. Za krę, przez dwa lata parafia była nie obsadzona. Dopiero gdy delegacja wioski na kolanach przyczołgała się do stóp biskupa, uległ jej błaganiom i wyznaczył następnego.

Dziś trudno w to uwierzyć, ale ks. dziekan Palica jeszcze w 1947 roku, na kolanach szedł witać hierarchę, który przyjechał do Gryfina na bierzmowanie.

Ostatni nasz proboszcz ks. Aleksander Markiewicz, objął parafię w 1934 roku. Przeniesiono go z Trościańca, a tam poszedł ks. Garczyński. Źle na tym wyszła wioska. Za dziesięcioletniej jego kadencji, w kościele zrobiono jedynie boczny ołtarz i ambonę. Ks. Garczyński przez cztery lata wyposażył kościół trościaniecki we wszystko co niezbędne i ozdobił go piękną polichromią. Zrobił to ze składek i wpływów z gospodarstwa kościelnego. Markiewicz grosza nie dał. Wzorem bez reszty oddanego kościołowi, był zasłużony dla naszej parafii ks.prałat Adam Wróbel, który w 1932 roku przeszedł z Załoziec do Mogielnicy koło Trembowli. Tam został przez NKWD aresztowany i wywieziony do Workuty na Sybir. Stamtąd udało mu się przedostać do Andersa i jako kapelan, przebył cały szlak bojowy z Monte Cassino włącznie. Zmarł w Londynie w 1993 roku w wieku 90 lat. W tym też roku, zmarł dwa lata młodszy jego przyjaciel, architekt Wawrzyniec Dajczak.

Jak już wspomniałem, w miarę upływu czasu ludzi przybywało, wioska się rozrastała i stopniowo narastał głód ziemi. Wprawdzie rozparcelowano łany koło Miśkowego Błota, przy załozieckim gościńcu i w rejonie Parcelacji, oraz tereny w obszarze Pańskiej Góry, ale nie zaspokoiło to narastających potrzeb. Złagodziła je trochę parcelacja terenów leśnych. Zabudowa szybko wkracza do lasu. Na Bycułowym powstaje nowa kolonia osadników ludności miejscowej i napływowej. W lesie za pieniądze zdobyte w Amaryce, Paweł Letki (Wójtuła) buduje największe gospodarstwo w Bukowinie. Z Ameryki przyjeżdża Józefa Zakrzewska, kupuje 40 morgów czarnoziemu oraz kilkanaście lasu i łąk i buduje w Kamionce największe gospodarstwo w Milnie.

Kilka małżeństw i spora grupa samotnych osób, wyjeżdża za granicę aby tam szukać bielszego chleba. Emigracja stała i czasowa, mieściła się w granicach 6 % ogółu ludności.

W roku 1926 przeprowadzono akcję ekshumacyjną. Szczątki poległych z Bukowiny i Gontowy, przeniesiono na cmentarz w Załoźcach. Cmentarz węgierski na Huku (Chmielnik) i rosyjski w Kątku, pozostawiono. Ci nieznani żołnierze (drewniane krzyże spróchniały) spoczywają tam do dziś.



poprzednia
część

 

 

Adolf Głowacki:
Milno - Gontowa

 

 

następna
część