Gontowiecki dzwon odnaleziony...
Dodane przez Kazimierz dnia Marca 31 2019 23:42:25

GONTOWIECKI DZWON

Polacy z Milna i Gontowy, ze względu na sporą odległość do Załoziec, chodzili na nabożeństwa do miejscowej cerkwi zbudowanej w 1760 roku. Zawierali tam również związki małżeńskie i chrzcili dzieci. Była to parafia greckokatolicka podległa Papieżowi i kościół uznawał wszystkie jej sakramenty. Przez to wielu zatracało poczucie katolicyzmu, a nawet ulegało wynarodowieniu. Ten niekorzystny proces mogła zahamować budowa kościoła.

W 1871 roku w Milnie oddana została do użytku kaplica filialna fundacji słynnego ortopedy Sebastiana Krąpca. Kaplicami nazywano małe kościółki. Korzystała z niej również Gontowa. Choć nieregularnie obsługiwana, poważnie uniezależniła społeczność polską od cerkwi...

Rozszerzona zawartość newsa
GONTOWIECKI DZWON


Polacy z Milna i Gontowy, ze względu na sporą odległość do Załoziec, chodzili na nabożeństwa do miejscowej cerkwi zbudowanej w 1760 roku. Zawierali tam również związki małżeńskie i chrzcili dzieci. Była to parafia greckokatolicka podległa Papieżowi i kościół uznawał wszystkie jej sakramenty. Przez to wielu zatracało poczucie katolicyzmu, a nawet ulegało wynarodowieniu. Ten niekorzystny proces mogła zahamować budowa kościoła.

W 1871 roku w Milnie oddana została do użytku kaplica filialna fundacji słynnego ortopedy Sebastiana Krąpca. Kaplicami nazywano małe kościółki. Korzystała z niej również Gontowa. Choć nieregularnie obsługiwana, poważnie uniezależniła społeczność polską od cerkwi.

Władysław Bieniaszewski z Sopotu przysłał mi wiadomość, że Gontowa przed I wojną miała kościółek pod wezwaniem św. Franciszka. Potwierdzają to stare dokumenty. Zbudowany został w 1893 roku. Parę lat później, wioska zleca wykonanie dzwonu. W 1891 lub 1992, jego pierwsze dźwięki wypełniają wioskę. I odtąd codziennie rano, w południe i wieczorem wzywa bogobojny lud do modlitwy, pracy, odpoczynku i na nabożeństwa. Ogłasza też zgony mieszkańców, a uderzeniami serca w jeden bok, alarmy pożarowe.

W 1908 Milno rozpoczyna budowę dużego kościoła. Do kosztów dokłada się Gontowa. W 1910 powstaje parafia obejmująca obydwie wioski. Budowę zakończono w 1914 roku. W 1915, gdy ustaliła się tu linia frontu, ludność ewakuowano na zachód, a sioła wypełnił huk armat i wybuchy pocisków.

Po ustaniu działań wojennych, zastali pobojowisko zryte okopami i wybuchami. Nad pustkowiem Bukowiny dominował masyw kościoła ze zwaloną wieżą. a po Gontowie i jej kościółku ślad nie został. Ale dzwon przetrwał. Przed ewakuacją, zdjęli go z dzwonnicy i zakopali.

Niewiarygodna jest żywotność, zasób sił i upór ludności wiejskiej w walce o przetrwanie, byt i lepsze jutro. Przed II wojną po zniszczeniach wojennych ślad nie został. Nad Milnem wysoko wznosi się strzelista wieża, a wjeżdżających do Gontowy wita nowy kościółek z białego piaskowca. I znowu jak dawniej dźwięki uratowanego dzwonu wypełniają wioskę i niosą się przez rozległe pola. Na każdy odpust św. Teresy, tłumy wiernych, przy jego dźwiękach, w uroczystej procesji kroczą wokół kościoła.
Nie dane mu jednak było zbyt długo chwalić Pana. Za okupacji niemieckiej znowu zamilkł. Znowu nad okolicą zaległa złowroga cisza. Dzwon to serce sioła. Wieś tylko wtedy żyje pełnią życia, gdy on bije.

Niemcy wszystkie dzwony konfiskowali i przetapiali na amunicję. Gontowa swój nocą zdjęła i ponownie zakopała. W 1944 roku w grudniu, ponownie też została unicestwiona. Tym razem nie przez wojnę, lecz przez ukraińskich nacjonalistów. Bez skrupułów puścili z dymem dorobek ponad 20 lat ciężkiej pracy, a złapanych mieszkańców zamordowali. Ponadto Roosevelt i Churchill sprzedali nasze ziemie Stalinowi i musieliśmy ją opuścić. Tym razem jak się okazało, na stałe. Nikt też już wioski nie odbudował i nie zawiesił ponownie na dzwonnicy tego dzwonu. Tym razem również zamilkł na stałe.

A oto bolesne wspomnienia Władka Bieniaszewskiego, który z grupą mężczyzn dzwon zdejmował i zakopywał.
„W 1977 pojechałem zobaczyć rodzinne sioło. Stałem na naszej górze i patrzyłem na to pustkowie. Po wiosce ani śladu, tylko te same miłe sercu widoki. Stanęła mi przed oczami wieś tonąca w bieli kwitnących sadów, dom, rodzice, bliscy, moje dzieciństwo i młode lata, koledzy i cała młodzież, sąsiedzi i znajomi. Wszystko jak żywe. Przy kościółku odezwał się dzwon. Jego dźwięki wypełniły wioskę, przeleciały przez górę i zanikły w oddali. Najpierw pociemniało mi w oczach od bezsilnej złości, później wstrząsnęło mną i gorzko zapłakałem. Długo tak stałem, łzy płynęły, a z nimi ból i żal za rodzinną chatą, wioską i ojczyzną, z której nas wygnano. Ziemio ojczysta przesiąknięta krwią moich rodaków, czy zabrzmi tu jeszcze ukryty w zboczu góry dzwon?”

Po wiosce ślad nie został, ale jej serce 77 lat w ziemi przetrwało. Ukraińcy wiedzieli, że jest zakopany. Nie mogli go jednak znaleźć. Dopiero teraz mocniejszym wykrywaczem metali, trafili na schowek. Z zamieszczonych w albumie zdjęć można odczytać fundatorów i rok odlewu dzwonu. Zdjęć przeciwnej strony brak. Z fragmentów początków i końcówek napisów można wnioskować, że jest tam podana Gontowa, Parafia Załoźce, jej ówczesny proboszcz ksiądz Józef Czarkowski i przez kogo został odlany.

Obydwa zestawy napisów oddzielone są z jednej strony wizerunkiem Matki Boskiej z Dzieciątkiem, z drugiej Świętym Franciszkiem z małym Jezusem na lewej ręce. W prawej trzyma lilię. Pan Jezus lewą ręką tuli krzyż do siebie. Nie natknąłem się na taki wizerunek, ale sądzę, że to święty Franciszek, patron kościółka. Górą dzwon zwieńczony jest ozdobnym ornamentem. Wizerunki też ujęte są w ozdobnych kartuszach. A oto tekst czytelnej strony:

NATO OFIAROWALI KAROL SZELIGA Litery N są odwrócone – z linią ukośną
MACIEJ ZAWADZKI WOJCIECH OL od lewej strony z dołu do góry.
SZESKI JAN I KATARZYNA MISZTAL
JAN MIAZGOWSKI MACIEJ BYCZEK
ROKU 1 8 9 9

Na zdjęciach widoczne są końcówki obłamanych elementów zawieszenia. Nie wiadomo, przez kogo i kiedy te uszkodzenia zostały zrobione. Prawdopodobnie koparką przy odkopywaniu i wydobywaniu. Zdejmujący i przenoszący dzwon do dołu, robili to ostrożnie, bo po ustaniu zagrożenia mieli go znowu zawiesić.

Ten dzwon przez 45 lat ożywiał wioskę, a kolejnych 77 przetrwał w ziemi tego pustkowia. Stanowił też razem z Górą, żywą więź rozproszonych mieszkańców z ojczystą ziemią. Traktowali je jako cząstkę swojej wioski trwającą wciąż na dalekim Podolu.

Ukraińcy zrównali wieś z ziemią i wymazali ją z mapy, ale nazwa związanej z nią góry została. Została i przypomina, że istniało tu piękne, tonące w bieli kwitnących sadów sioło. Przypomina też o zbrodni ludobójstwa UPA na narodzie polskim. Odnaleziony dzwon też będzie pełnił taką rolę. Obojętnie czy zawieszą go przy jakiejś cerkwi, czy zamienią na eksponat muzealny, będzie przypominać o istnieniu i zagładzie Gontowy. Utrwalone na nim napisy zmuszą do zastanowienia gdzie ta wieś była i co się z nią stało. Mam nadzieję, że wielu zmuszą też do refleksji i rewizji „bohaterskich czynów” swoich przodków.
Władku patrzący na to z góry. Tu nie zabrzmi już ukryty przez Ciebie w zboczu góry dzwon. Nie jego dźwięki, lecz łopot olbrzymiej ukraińskiej flagi czczącej UPA, niesie się teraz z Gontowieckiej Góry. Przed wojną stał na niej wysoki żelazny krzyż, symbol odkupienia i pojednania. Teraz flaga głosząca chwałę zbrodniarzy, dominuje nad okolicą.

Adolf Głowacki. Szczecin 2019.