Prof. Zbigniew Zaleski (1947-2019)
Dodane przez maria dnia Września 03 2019 16:06:04

Prof. Zbigniew Zaleski (1947- 2019)

ur. 29.04.1947 r. w Rogozińcu syn Pawła i Emilii zd. Krąpiec zm. 31.08.2019 w Lublinie
Msza Św. żałobna odprawiona zostanie 6.09.2019 o godz. 9.00 w Kościele pw. św. Karola Boromeusza w Warszawie przy ul. Powązkowskiej 14.
Uroczystości pogrzebowe odbędą się bezpośrednio po Mszy św. na cmentarzu Stare Powązki.
Szczere wyrazy współczucia Rodzinie składają Milnianie i Gontowianie.




Zbigniew Zaleski urodził się w 1947 roku w Rogozińcu. Należał do pierwszego pokolenia zachodniego. Pokolenia, które rosło, dojrzewało i poznawało przeszłość przodków od rodziców oraz ludzi na dalekim Podolu urodzonych. Tych, którzy spędzali tam młode lata, zakładali rodziny, budowali domy i mocno wrośli w ojczystą ziemię. Nasiąkało atmosferą tamtych lat, poznawało stare obyczaje, zasady współżycia z ludźmi i uczyło od nich szacunku dla starego człowieka.

Tam Zbyszek stawiał pierwsze kroki, uczył się abecadła, przystępował do pierwszej komunii i zdobywał podstawową wiedzę do przyszłej naukowej pracy. Tam cieszył się młodym życiem, przyciskał do piersi partnerki w tanecznych pląsach i wznosił toasty na weselach. W domu i na spotkaniach ziomków, często wspominano Milno. Pracowite w tygodniu i rozśpiewane w niedziele sioło. Zarówno młodzi jak i starzy mocno akcentowali tamtą radość życia. Wszyscy zgodnie podkreślali, że było tam bardzo wesoło.
Rozszerzona zawartość newsa
Zbigniew Zaleski urodził się w 1947 roku w Rogozińcu. Należał do pierwszego pokolenia zachodniego. Pokolenia, które rosło, dojrzewało i poznawało przeszłość przodków od rodziców oraz ludzi na dalekim Podolu urodzonych. Tych, którzy spędzali tam młode lata, zakładali rodziny, budowali domy i mocno wrośli w ojczystą ziemię. Nasiąkało atmosferą tamtych lat, poznawało stare obyczaje, zasady współżycia z ludźmi i uczyło od nich szacunku dla starego człowieka.

Tam Zbyszek stawiał pierwsze kroki, uczył się abecadła, przystępował do pierwszej komunii i zdobywał podstawową wiedzę do przyszłej naukowej pracy. Tam cieszył się młodym życiem, przyciskał do piersi partnerki w tanecznych pląsach i wznosił toasty na weselach. W domu i na spotkaniach ziomków, często wspominano Milno. Pracowite w tygodniu i rozśpiewane w niedziele sioło. Zarówno młodzi jak i starzy mocno akcentowali tamtą radość życia. Wszyscy zgodnie podkreślali, że było tam bardzo wesoło.

Łatwo przyswajał sobie języki obce i inne wiadomości szkolne. Bez trudu opanował nawet grę na organach w miejscowym kościele. Na studia wybrał KUL, gdzie wieloletnim rektorem był krewniak jego matki, prof. o. Mieczysław Krąpiec. W 1972 roku ukończył psychologię i włączył się do grona pedagogicznego uczelni. W 1994 otrzymał tytuł profesora nauk humanistycznych. Wykładał w Lublinie, na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i poza granicami kraju. Znał kilka języków. Był też posłem do Parlamentu Europejskiego.

Już jako znany naukowiec, po wykładach we Lwowie, wybrał się do tego tajemniczego sioła, które Rodzice często wspominali i byli z nim mocno uczuciowo związani. Stanął w końcu na podwórzu udeptanym bosymi stopami przodków, zajrzał do domu i zobaczył bombetel, na którym spali. Przed stodołą, w której spoczywa zamordowana przez Ukraińców jego babcia, zapalił lampkę. Stąd udał się do ruin świątyni gdzie rodzice byli chrzczeni, przystępowali do pierwszej komunii i związali swoje losy na resztę życia. Na cmentarzu pokłonił się prochom przodków i odnalazł figurę dziadka. Nie znał wioski, gdy tętniła pełnią życia. Przyjmował wrażenia stanu istniejącego. Bujna zieleń przykrywała rany sioła, więc to pustkowie nie nasuwało zbyt przykrych doznań. Drugi raz był jesienią, która obnażyła wszystkie blizny, a pochmurny deszczowy dzień, przywoływał ponurą przeszłość. Ta wioska – napisał do mamy – jest bez Was szara, pusta i smutna. Po prostu nijaka. Nie przeczytała już tego listu. Nagły zgon w 2003 roku przerwał jej życie. Zdążył na pogrzeb i zagrał na harmonijce nad grobem melodię, którą najbardziej lubiła. Ojciec zmarł w 1994. Jego starszy brat Jan również nagle zakończył życie. Wówczas w drodze z Niemiec zastał dom rodziców zamknięty i pustawą wioskę. Sąsiedzi przekazali mu wstrząsającą wiadomość, że wszyscy są w Zbąszynku na pogrzebie brata. Dotarł tam, gdy kondukt kierował się na cmentarz.

Mimo tych wstrząsów, prowadził aktywne prywatne i zawodowe życie. Choć był mocno związany z Lublinem, z jakichś względów, przeniósł się do Warszawy. Do końca uczestniczył w zjazdach ziomków w Rogozińcu.

31 sierpnia wybrał się z żoną do Lublina na zatrzymaną tam działkę. Po wykonaniu porządkowych robót, powiedział żonie, że jest trochę zmęczony i położy się, aby odpocząć. Gdy drzemka się przedłużała i poszła go obudzić, już nie żył.

Wstrząs przeżyła rodzina, bliscy pracownicy uczelni, społeczność rogoziniecka i związani z nim kresowianie. Odszedł prawy, zasłużony i szlachetny człowiek. Z Lublinem był związany przez długie lata. Tam studiował, założył rodzinę, pracował i zmarł. Pogrzeb odbył się 6 września. Spoczął z dala od swojego środowiska, na Starych Powązkach w Warszawie.
Zbyszku. Napisałeś do mamy, że Milno bez Was jest szare i smutne. Inny jest też Rogoziniec bez Twoich rodziców, ziomków i pierwszych osadników. To nie jest już ta powojenna, tętniąca bujnym życiem wioska. Każdy z jej dawnych mieszkańców pozostawił po sobie pustkę. Po Tobie też taka została. Ale nie tylko tam, bo byłeś aktywnym uczestnikiem wielu środowisk. Inne też będą nasze kresowe spotkania. Zabraknie w nich Twojego pogodnego usposobienia, uśmiechu i przyjaznego stosunku do każdego człowieka. I takim Cię zachowamy w naszej pamięci.
Spoczywaj w pokoju Przyjacielu.

Adolf Głowacki