Strona Główna ˇ Forum ˇ Zdjęcia ˇ Teksty ˇ Szukaj na stronieWtorek, Listopada 12, 2024
Nawigacja
Portal
  Strona Główna
  Forum
  Wszystkie teksty
  Mapa serwisu

Ilustracje
  Galeria zdjęć
  Album
  Stare mapy
  Stare pieczęcie

Teksty
  Historia
  Przodkowie
  Czasy Pawlikowskich
  Czasy przedwojenne
  II wojna światowa
  Po wojnie
  Zasłużeni Milnianie
  Adolf Głowacki:
Milno - Gontowa
  Ze starych gazet

Plany zagród
  Mapka okolic Milna
  Milno - Bukowina
  Milno - Kamionka
  Milnianie alfabetycznie
  Gontowa
  Gontowianie alfabetycznie

Literatura
  papierowa
  z internetu

Linki
  Strony o Kresach
  Przydatne miejsca
  Biblioteki cyfrowe

Konktakt
  Kontakt z autorami

Na stronie
Milno na Podolu
Najnowszy użytkownik:
Karolina
serdecznie witamy.

Zarejestrowanych Użytkowników: 159
Nieaktywowany Użytkownik: 0

Użytkownicy Online:

Kazimierz 2 tygodni
Jozef 3 tygodni
maria 4 tygodni
dark 8 tygodni
EwelinaZajac 9 tygodni
zbiniud14 tygodni
WEBHELA26 tygodni
zenekt27 tygodni
sierp30 tygodni
MarianSz40 tygodni

Gości Online: 2

Twój numer IP to: 44.210.149.218

Artykuły 331
Foto Albumy 67
Zdjęcia w Albumach 1883
Wątki na Forum 47
Posty na Forum 133
Komentarzy 548
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło

Zapamiętaj mnie



Rejestracja
Zapomniane hasło?
Zagłosuj na nas

KRESY

Milno - zawsze nam bliskie
Milno - zawsze nam bliskie

[źródło: "Nasz kresowy dom nad Hukiem, Smolanką i Łopuszanką". Opracowanie zbiorowe pod redakcją Antoniego Worobca. Zielona Góra 2000, nakładem Koła Środowiskowego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Zbąszynku]


Tak pisał Antoni Worobiec:

Trościaniec z Milnem łączą liczne więzy wspólnej przynależności historycznej, pokrewieństwo pochodzenia, identyczna niemal gwara kresowa i obyczajowość. Milnianie nie byli nam sąsiadami zza miedzy. Dzieliła nas szeroka dolina Seretu, aby dojechać do Milna trzeba było wspiąć się na wyniosły garb Wysokiej Góry, zjechać przez sady Starego Miasta do załozieckiej grobli i dalej przez rynek Nowego Miasta, drogą główną dojechać do folwarku Bródek, skąd dalej mroczną doliną rzeczki Huk nieco pod górkę do przysiółków Milna.
Mieliśmy wspólną przynależność historyczną do państwa Kamienieckich, Wiśniowieckich, Potockich. To oni osiedlali na Ziemi Załozieckiej licznych przybyszów z sandomierskiego, to oni nadawali wysłużonym w bojach szlacheckim rodom: Dzików, Szeligów, Płoszajów, Zaleskich, Wodeckich i innych żyzne łany czarnoziemu na Krągłem, Rokiciu, Słotwińskim Folwarku, jak i na Kułajowym łanie pod szczytem Kowalówki i Gontowiecką Górą...

Nasi praojcowie pracowali na pańskich folwarkach i stawali zbrojnie w wojennej potrzebie. Wielotysięczne wojsko księcia Jeremiego Wiśniowieckiego czy hetmana Józefa Potockiego rekrutowało się głównie ze szlachty i chłopów Ziemi Załozieckiej. Łatwo więc wyobrazić sobie taką scenkę na postoju wojskowym.

Gdzieś na dalekiej Ukrainie, w jakimś Kalniku, w gospodzie u Wołocha spotyka się dwóch oficerów: młodszy z nich stopniem na widok starszego staje i przedstawia się:
- Jam jest Maciej Szeliga, chorąży lekkiej jazdy mileńskiej.
A na to ów starszy stopniem:
- A ja, Jan Dzik, namiestnik chorągwi pancernej J.O. księcia Jeremiego Wiśniowieckiego.

W okresie zaborów obie nasze wsie należały do powiatu brodzkiego. Brody - jak to ujęła cesarzowa Maria Teresa w liście do syna - to dziwne miasto. Ma domy z drewna, ulice i chodniki z drewna. W mieście tym mieszka 40 tysięcy Żydów, na 45 tysięcy mieszkańców...

Przez długie galicyjskie czasy nasi Rodacy i ci z Milna i Trościańca chodzili do tego samego kościoła. Załoziecki kościół, konsekrowany w 1758 r., aż do końca XIX stulecia był naszym kościołem parafialnym. Milno znacznej odległości - z jednej i drugiej wsi wynosiła ona jedną milę - nasi praojcowie, nasze bardzo pobożne matki regularnie w niedzielę i święta nawiedzały tę świątynię. Bywało też, że w mroźne grudniowe poranki sunęły tłumy wiernych na roraty do Załoziec. Nie był to zwyczajny spacer, jak to bywa dziś - na określoną godzinę. Wówczas była to całodzienna wyprawa. Wychodziło się do kościoła wcześnie z rana. Często na czczo, gdy chciało się przystąpić do komunii świętej. W załozieckim kościele była najpierw Msza ranna, na którą chodzili najczęściej ludzie z miasta. W niej też uczestniczyli wierni z naszych wsi, potem była dłuższa przerwa, kiedy można było się nieco posilić, porozmawiać z sąsiadami, odpocząć w cieniu murów zamkowych latem. Potem była suma. Suma była głównym wydarzeniem nie tylko niedzieli, ale całego tygodnia. Uważano, że bytność na sumie była obowiązkiem każdego wiernego.

Przed sumą śpiewano najpierw godzinki do Najświętszej Panny. Uczestniczyli w nich niemal wszyscy. Po tym była suma, przy nabitym po brzegi kościele. Po południu odprawiano nieszpory. One nie były obowiązkowe, ale kościół był zawsze wypełniony wiernymi. Dopiero po nieszporach wracali nasi Rodacy do Milna czy Trościańca.

W początkach XX w. obie nasze wsie dorobiły się własnych parafii. Dużym wysiłkiem pracy rąk i środkami ofiar pieniężnych, wzniesiono piękne, neogotyckie świątynie, w tym samym czasie, zarówno w Milnie jak w Trościańcu. Wydaje się, że zewnętrzna architektura mileńskiego kościoła była piękniejsza i bardziej wyeksponowana w terenie. Ludność naszych wsi spotykała się nadal w Załoźcach, głównie na poniedziałkowych jarmarkach. Wśród wszelkiego dobra, wystawionego na sprzedaż na placu targowym Nowego Miasta i na targowicy w pobliżu zamka, przewalały się tłumy kupujących i sprzedających. Wśród nich można było spotkać znajomych z Milna czy z Trościańca, usłyszeć coś nowego, dowiedzieć się o wydarzeniach rodzinnych i publicznych. Tu nasza młodzież nawiązywała znajomości i sympatie. Z tego wynikały czasami trwałe związki małżeńskie. Było ich znacznie więcej w czasach, gdy należeliśmy we wspólnej parafii, nieco mniej w okresie międzywojennym.

Nadal patronackie święto załozieckiego kościoła - na świętego Antoniego - przyciągało licznych pielgrzymów z Trościańca i Milna. Oczywiście najtłumniej odwiedzana była Święta Góra Różańcowa w Podkamieniu. Niezbyt odległe od Mima i Trościańca sanktuarium Maryjne w Podkamieniu przyciągało na uroczystości; 2 lipca, 15 sierpnia, 8 września i inne, setki wiernych z naszych wsi i tysięczne tłumy z Podola i Wołynia.

Do Milna chodziło się w nagłych potrzebach. Cała Ziemia Załoziecka, ale również z odleglejszych wsi i miasteczek podolskich, w nagłych przypadkach złamań kości czy nadwerężenia ścięgien, wybicia ze stawów, szukała pomocy w Milnie lub Palikrowach. Tu rodziny Krąpców z Kamionki: Krąpiec Stanisław i Władysław, podobnie jak ich ojcowie czy dziadkowie, zajmowali się składaniem wszelkich złamań. Robili to fachowo, skutecznie i niedrogo. Do klanu rodowego Krąpców zaliczają się Krąpcowie zasiedzieli od lat w niedalekiej od Milna wsi - Berezowicy Małej. Tu w Berezowicy Małej koło Zbaraża urodził się 25 maja 1921 r. Mieczysław Albert Krąpiec, kapłan zakonu kaznodziejskiego (O.P.) dominikanin, emerytowany profesor i rektor KUL, członek PAN i wielu innych towarzystw naukowych, twórca polskiej szkoły filozofii klasycznej.

W latach terroru okupacyjnego i zagrożeń, a zwłaszcza podczas ukraińskich czystek etnicznych, obie nasze wsie przeżywały w równym stopniu trwogę i ból po stracie najbliższych. W połowie marca 1944 r. sowiecki korpus pancerny dotarł do Seretu. Wnet wojska sowieckie wkroczyły do Milna, nieco później do Trościańca. Niemcy zasiedli za okalających wzgórzach i zaczęli nękać systematycznie ostrzałem artyleryjskim wieś. W Wielki Tydzień komendant wojskowy nakazał ewakuację wsi Trościaniec. Święta Wielkanocne większość mieszkańców wsi spędziła w zaprzyjaźnionym Milnie. Milnianie gościli trościanieckich uciekinierów przez kilka tygodni. W maju przesiedlono ich dalej na wschód, podobnie jak i ludność Milna.

W lipcu 1944 r. Trościaniec palił się. Ogromny pożar ogarnął całą wieś. Spłonęły domy, stajnie, obory, płoty, drzewa i niemal wszystko. Tragiczny był dla wszystkich powrót do domu po 20 lipca 1944 r. Milno miało więcej szczęścia, ponieważ ocalało, ale nie na długo!

11 listopada, w rocznicę odzyskania niepodległości, banderowcy zaatakowali. Ogień z różnych stron ogarniał wieś. Mileńska samoobrona stawiała początkowo skuteczny opór, mimo to zginęło 15 osób i spłonęło wiele zagród. W następnych dniach powtórzyły się ataki. W sumie spłonęła cała wieś Gontowa i zginęło 19 osób, zaś w milnie 35 osób. Ludność w popłochu uciekała do Załoziec. Bezradne władze sowieckiego urzędu rejonowego nie gwarantowały bezpieczeństwa. Wylęknieni Milnianie ustawiali się w kolejki po dokumenty ewakuacyjne u delegata PKWN powołanego do spraw przesiedlenia. 20 stycznia 1945 r. pierwszy duży transport ruszył na zachód, za nim w kilka dni później drugi i trzeci. Polacy opuścili swoją ojcowiznę, pamiątki rodzinne, groby najbliższych, dobytek całych pokoleń.

Za nimi wyruszyli inni.

Warunki przesiedlenia części Milnian były jeszcze godziwe, natomiast reszta i mieszkańcy Trościańca przeżywali gehennę kilkutygodniowego wyczekiwania na wagony w Zborowie, jechali w nieznane miejsca swego przesiedlenia przez kilka tygodni.

Ostatecznie społeczność obu wsi spotkała się ponownie w rejonie węzłowej stacji, zwanej później Zbąszynkiem, na dawnym pograniczu Wielkopolsko-Brandenburskim. Zgodnie z tradycją Milnianie osiedlili się w pobliżu dawnej granicy, tyle tylko, że w dawnych kresach zachodnich we wsiach: Rogoziniec, Suchy Lutol, Stary Dworek, Łagowiec, Brójce. Trościanieccy w ich sąsiedztwie, ale nieco dalej na zachód we wsiach: Kosieczyn, Chlastawa, Kręcko, Koźminek, Brudzewko.

Szczególną rolę integracyjną może obecnie spełniać Kosieczyn, gdzie osiedlili się przedstawili obu społeczności. Zapowiedziane na 2000 r. spotkanie Rodaków Ziemi Załozieckiej będzie tego próbą...



Artykuł był pierwotnie opublikowany na portalu internetowym "Olejów na Podolu" www.olejow.pl

Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Copyright ©Grupa Przyjaciół Milna. Wykonanie: Remek Paduch & Kazimierz Dajczak 2008-2018