|
Nawigacja |
|
|
Milno na Podolu Najnowszy użytkownik:
Karolinaserdecznie witamy.
Zarejestrowanych Użytkowników: 159 Nieaktywowany Użytkownik: 0
Użytkownicy Online:
Gości Online: 2
Twój numer IP to: 18.97.9.175
Artykuły | 331 |
Foto Albumy | 67 |
Zdjęcia w Albumach | 1883 |
Wątki na Forum | 47 |
Posty na Forum | 133 |
Komentarzy | 548 |
|
|
|
|
|
|
Logowanie |
|
|
Zagłosuj na nas |
|
|
|
Tragedia Huty Pieniackiej |
|
|
Za kilka dni minie 65 lat od tragedii jaka rozegrała się 28 lutego 1944 roku w podolskiej miejscowości - Hucie Pieniackiej.
Miejscowość ta położona była w powiecie złoczowskim w województwie tarnopolskim w bliskiej odległości od Podkamienia i źródeł Seretu, na terenie falistym, wśród przepięknych bukowych lasów. Liczyła 172 zabudowań gdzie mieszkało ponad tysiąc osób, wyłącznie Polaków. Wieś ta, ze względu na jednolity narodowościowo skład mieszkańców, była także schronieniem dla szukających ratunku z Wołynia. Jej mieszkańcy zajmowali się uprawą roli, hodowlą zwierząt, a także bednarstwem, kołodziejstwem i murarstwem.
Jeszcze w styczniu i lutym 1944r. przez kilkanaście dni stacjonował we wsi oddział partyzantów sowieckich. Mieszkańcy wsi utrzymywali dobre kontakty z partyzantką sowiecką, którzy wykorzystywali spokojną, jak do tej pory, wieś jako bazę noclegową i możliwość leczenia rannych, a odwdzięczali się uzbrojeniem tutejszego oddziału samoobrony. Około 20 lutego 1944r. partyzanci opuścili Hutę Pieniacką.
W dniu 23 lutego oddziały bojowe Niemców i Ukraińców przeprowadziły rekonesans bojowy, którego celem było zbadanie sytuacji we wsi. W czasie tego rekonesansu doszło do strzelaniny między próbującymi wtargnąć do wsi Niemców i Ukraińców a członkami samoobrony Huty Pieniackiej. W wyniku tej potyczki zostało zabitych co najmniej dwóch ukraińskich esesmanów w mundurach SS ze stacjonującej w Brodach 14 SS Schutzen Division Galizien.
Napastnicy zostali odparci. Były to pierwsze ofiary SS-Galizien, w dodatku poległe z polskich rąk. Urządzono im w Brodach uroczysty pogrzeb z udziałem gubernatora galicyjskiego.
O tym , że Hucie Pieniackiej zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo mieszkańcy byli informowani wielokrotnie. Niektórzy informatorzy zapłacili za to najwyższą cenę r11; życiem, życiem własnej rodziny i swoim. Jakby tego było mało, jeden z nich został przez banderowców zamordowany, ale na ostatku. Najpierw musiał patrzeć jak katowano i mordowano jego żonę i dzieci.
28 lutego 1944 roku ukraińscy esesmani w sile co najmniej jednego batalionu, wspierani przez kureń UPA "Siromanci" oraz ukraińskich policjantów z Podhorzec i chłopów z okolicznych wsi uzbrojonych w noże i siekiery, otoczyli tuż nad ranem wieś ze wszystkich stron. Wieś została ostrzelana z moździerzy i broni maszynowej.
Według relacji do dziś żyjących nielicznych świadków, tragedia rozegrała się w niespełna siedem godzin.
O świcie w kierunku wsi wystrzelono dwie rakiety. Rozpoczęła się strzelanina i do Huty Pieniackiej wdarli się esesmani z dywizji SS-Galizien i upowcy. Część mieszkańców wsi w bestialski sposób grupami spędzono do kościoła. Część rozstrzeliwano na miejscu. Niektórzy umierali w okropnych katorgach z rozprutym przez banderowski bagnet brzuchem, dzieci rozbijano o kant muru, zastrzelono rodzącą kobietę.
Każdy dom i zabudowanie gospodarcze były ostrzelane i splądrowane. Zabierano przedmioty mające jakąkolwiek wartość, żywność, bydło, trzodę chlewną.
Dowódcę samoobrony Kazimierza Wojciechowskiego "Satyra", który przybył tu ze Lwowa wraz ze swoim 40 osobowym oddziałem wchodzącym w skład 8 kompanii AK inspektoratu Złoczów doprowadzono na plac przed kościołem, oblano płynem łatwopalnym i spalono żywcem.
Po południu rozpoczęto wyprowadzać z kościoła kilkudziesięcioosobowe grupy, które pędzono do stodół i drewnianych zabudowań gospodarczych. Ostrzeliwano je i po polaniu łatwopalnym płynem podpalano. Ci co nie zginęli od kul, spłonęli żywcem.
Akcja pacyfikacyjna zakończyła się około godziny 17., gdy pijani oprawcy ze zrabowanym dobytkiem, śpiewając opuścili wieś udając się do Pieniak, gdzie tamtejsi Ukraińcy przygotowali dla nich bramę powitalną. Przywitano ich oklaskami.
Nieliczni, którym udało się uratować (ukryli się w kościelnej piwnicy i na wieży, wymyślnych kryjówkach oraz w śniegu i okolicznych lasach), po odejściu zbrodniarzy, ujrzeli martwą, z dogasającymi pogorzeliskami wieś. Towarzyszyło temu wycie psów i swąd spalonych ciał ludzkich i zwierzęcych.
Następnego dnia ocaleli mieszkańcy oraz Polacy z okolicznych wsi zorganizowali pogrzeb. Ofiary pochowano w dwóch zbiorowych mogiłach w pobliżu kościoła, w dołach po wapnie. Wyścielono je słomą i poukładano na niej zwłoki i zwęglone szczątki. Przykryto je słomą i przysypano podolskim czarnoziemem. Na zawsze.
Nie jest znana dokładna liczba ofiar. Jednak z różnych oficjalnych źródeł dowiadujemy się, że oscyluje ona między 1000 do 1200 osób. Badacze polscy oceniają, że masakry uniknęło zaledwie 161 osób.
I to oni, szczęśliwie uratowani, dopóki żyją są świadkami tej ponurej przeszłości, a przyszłości nie da się budować na zakłamanej przeszłości.
Ta zbrodnia przez dziesięciolecia była przemilczana:
- w PRL-u, aby nie obrazić bratniego, ukraińskiego narodu radzieckiego,
- w III Rzeczypospolitej, żeby nie zrobić przykrości nowemu partnerowi strategicznemu,
- a teraz?
Owa prawda, niewątpliwie dla Ukraińców gorzka, była za wszelką cenę
wyciszana i przemilczana, bo ciężko się żyje z brzemieniem winy. Przeczenie faktom, przeinaczanie prawdy i pomniejszanie rozmiarów barbarzyństwa nie zagłuszy ich sumień. A przecież chodzi o blisko pół miliona rodaków - kobiet, starców i dzieci, którym odebrano życie za to tylko, że byli Polakami.
Mamy obowiązek przekazywania tej tragicznej prawdy młodemu pokoleniu i utrwalania jej na kartach historii. Nie dla podsycania nienawiści i odwetu, lecz dla przestrogi - aby to straszne zło ludobójstwa nie powtórzyło się już nigdzie i nigdy.
Pozdrawiam Zbigniew Dec
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
Oceny |
|
|