|
[źródło: Gazeta Narodowa. Rok V. Nr. 24. We Lwowie, Niedziela d. 28. Stycznia 1866. Zachowano oryginalną pisownię]
Od granicy Wołynia, 6. września.
Konserwatywny lud nasz sielski, o ile wstrętny jest i nieprzystępny wszelkiej, choćby najlogiczniejszej, gołosłownej propagandzie - o tyle znowu odwrotnie jest on wrażliwym i poddającym się płynącej z czynów dokonanych propagandzie, zwłaszcza, jeżeli ta schlebia z niewymowną troskliwością, przez niezabuwienną biurokrację naszą od roku 1848 w jego umyśle zasiewanym i pielęgnowanym zachciankom komunistycznym.
Czy znaczna, bo 6milowa odległość siedziby władzy powiatowej, czy jej niemoc lub lekkomyślna nieudolność jest tego przyczyną, nie wiemy, dość, że dziś na czasie tu u nas, na porządku dziennym, jak może dotąd nigdy, jest niczem nietamowana dla włościan swoboda bezpaszportowego a codziennego przekraczania kordonu na każdym wedle upodobania punkcie jego.
I tak budują Moskale nowe czartaki, a że tam robota dzienna w trójnasób droższa jak u nas, więc zawezwani przez żandarmów moskiewskich, czemuby nie mieli siekiernicy nasi, w celu lepszego zarobku, korzystać tłumnie ze swobody przekraczania granicy, zwłaszcza, że się tam napalić można i przynieść ze sobą prawie darmo otrzymanego niezmonopolizowanego tytoniu, a przytem nasłuchać się cudnie pochlebnych opowiadań o niewyczerpanych względach i pieczołowitości batiuszki cara białego, jaką on bezprzestannie chłopków, najbliższą sercu jego i jedyną dziatwę swoją darzy, ba i oczywiście się przekonać, jak tam dotąd pańskie lasy, pola i pastwiska przechodzą jako res nullius (*) w posiadanie zajmujących je na własność swoja włościan!
I jakżeż nie zapatrywać się z niepojętą rozkoszą w to idyliczne szczęście i powodzenie zakordonowych braci, kiedy żandarmi i czynownicy moskiewscy upewniają nas, że najpotężniejszy mocarz świata, biały car zagniewany na panów polskich i porozumiewającego się z nimi cesarza austr., przybędzie lada dzień do Galicji a zdmuchnąwszy z niej bezsilne rządy austrjackie, poodbiera Laszkom a "nam" rozda wszystkie po dziśdzień w ich posiadaniu będące obszary dworskie!
Na tę wszelkiemu społecznemu porządkowi, bo pojęciu własności zagrażającą propagandę - ze wszystkich pogranicznych gmin tutejszych najbardziej wystawione są gminy Milno i Gontowce, które nie mając u siebie dostatecznych pastwisk, pasają codziennie swą chudobę po tamtej stronie. A że te gminy graniczą z wołyńskiemi dobrami pana Rzyszczewskiego Oleksińcem, gdzie dzierżawca nie widząc się w możności obrobienia zadzierżawionych przezeń obszarów własnemi siłami, porozdawał takowe pomiędzy oleksinieckich włościan do zasiewu i zbioru na trzecią kopę. Ci zaś w czasie zbiorów, budując na udzielaną przez prawosławny rząd prawosławnym rabiatom protekcję - zwieźli wyprodukowaną na obszarach dworskich całkowitą krescencję - a dopominającemu się dzierżawcy dworskiemu wymówionej dla siebie trzeciej kopy odpowiadają: "Niedamy, bo wszystkie te grunta są odwieczną ojcowizną naszą", a temu doraźnemu wyrokowi włościan wtóruje dziś sprowadzone przez dzierżawcę śledztwo.
We wsi Milno zamieszkały jest słynny we wschodniej Galicji łomikosta, którego już od lat wielu straże pograniczne moskiewskie mają nakaz przepuszczać bez najmniejszych przeszkód, ktoby więc chciał przekonać się o zgubnych skutkach tej propagandy czynu, niech się stara jedną i drugą szklaneczką czaju rozwiązać język owego łomikosty.
A że Milno i Gontowce, te najwięcej w naszej okolicy ową propagandą obałamucone gminy, są przeważnie Mazurami zamieszkałe, więc dowód, że czynna u nas propaganda moskiewska nieopiera się tyle na agitacji plemiennej, jak raczej na ściśle komunistycznej.
(*) res nullius - łac.: rzecz niczyja / bezpańska
|
|